Trzaskowskiego,
Hołownię, Biedronia, Kosiniaka i jeszcze pięciu innych kandydatów różni wiele, ale łączy jedno: każdy z nich, wygrywając wybory,
zostałby Prezydentem RP, lepszym, gorszym, byle jakim, ale
Prezydentem. Każdy z nich… tylko nie Duda, którego – oprócz
medialnego widma – praktycznie nie ma. Pan Duda to tylko druga
gęba, ręce, nogi, spodnie i długopis naczelnika Kaczyńskiego.
Nawet kot prezesa ma więcej do powiedzenia, ma więcej honoru, dumy
i samodzielności.
O
ile 5 lat temu na fali niebywałego hejtu na Prezydencie Komorowskim,
i dzięki Kukizowi (20%), szerzej nieznany młody doktor prawa
Andrzej Duda wygrał wybory, co było niespodzianką, ale nie
sensacją. To dziś po pięciu latach pajacowatej prezydentury prezydenta " mema", ubezwłasnowolnionego przez PiS i Kaczyńskiego, reelekcja jego będzie co najmniej dziwna. Ale
czy niemożliwa?
45%,
55% i więcej sondażowych głosów dla A. Dudy, to nie jego zasługa.
To Kaczyński, PiS, TVP… jak zawodowi szulerzy ogrywali „małych
Kaziów” kandydatów opozycji. Oferowali raz jednemu, raz drugiemu,
drobne wygrane bez pokrycia, grubsze nadzieje bez szans spełnienia.
A oni łykali jak gęsi kluski i stroszyli pióra, i gęgali głośno,
i dziobali się ukradkiem.
Dopiero
wejście na plac R. Trzaskowskiego zmieniło nieco nierówne reguły
gry. Dopiero wtedy szeroko rozumiani opozycjoniści, politycy i ich
wyborcy uwierzyli, tak naprawdę uwierzyli, że wygrana z Dudą,
czyli z Kaczyńskim, jest możliwa, jest tuż tuż. Wystarczy kolegom z boku nieco odpuścić, pamiętać o różnicach, ale ich
nie pogłębiać. Dać sobie siana, nie kopać po kostkach. I ruszyć
do boju z tymi, co nieprzyjaciółmi demokracji i praworządności
są, z tymi, co prawdziwymi wrogami wolnej i równej dla wszystkich
obywateli ojczyzny.
Gra pod tytułem Wybory 2020 dopiero nabiera rumieńców, wyborcy mrużą oczy, zaciskają kciuki
lub pięści. Każdy wynik jest jeszcze możliwy. No chyba, że któryś z graczy kopnie w stolik, albo prezes zgasi światło ...
Adam
Czejgis.