Masz
się za indywidualistę,
że
żyjesz jak chcesz – myślisz.
Że
innym dajesz żyć, jak chcą – kombinujesz.
Gówno,
gówno, gówno śmierdzące i śliskie,
którego
nie widzisz, którego nie czujesz.
Nie
dzielisz życia na brudne i czyste.
Bierzesz
wygodne, bierzesz to, co bliskie.
Bo
jesteś homo w milionach, a sapiens w tysiącach.
Bo
ty i twoje stado ponad wszystkie obce,
ponad
cudze racje, krzywdy, ponad tamtych ból.
Ich
wody cię nie zatopią, nie sparzy ich słońce,
ochroni
cię stado twoje, obroni brat twój.
Masz
się za człowieka dobrego,
Dbasz
o rodzinę, pomagasz sąsiadom.
I
liczysz, że ci oddadzą sercem, gotówką i radą.
Bo
dobrzy jak ty, bo ci znani, bo tobie podobni.
Że
czasem kradną, nie ma w tym nic złego,
podzielą
się może, jak się upomnisz.
Bo
to jest twoje stado, bo oni to ty, a ty to oni.
I
ty też możesz kraść, byle nie swoim,
i
wolno ci doić, byle nie swoich.
A
nawet przy..rdolić – bo kto ci zabroni?
Choćby
się walił świat, ty w swojej racji stój.
Ważny
interes stada, jeszcze ważniejszy twój.
Sądzisz,
że wiesz tak dużo,
co
w świecie i co w kraju, to masz na bieżąco.
A
jesteś echem tyko, tylko trąbą grzmiącą
w
bańce, co powtarza bajki, co jej służą.
Na
ogół to nie masz czasu i nie masz ochoty
na
swoje przemyślenia i na wnioski własne.
Wolisz
drogi gotowe, choć kręte, choć ciasne.
Cały
tydzień tylko homo, a sapiens w sobotę
W
niedzielę, jak cielę...
Chodził
dziad, chodził ojciec, to i ty w kościele
za
Boga się chowasz, do ludzi się szczerzysz
i
polecasz ich Bogu, w którego wierzysz i nie wierzysz.
Adam
Czejgis.