Słyszałem
w nocy, w Sejmie,
że
była awantura,
że
prezes – donoszę uprzejmie -
zachował
się jak durak
i
zamiast tradycyjnie
od
kanalii i zdrajców
lżyć
ławy opozycyjne,
hołotą
je nazwał – dla jajców.
I
nie poradzę, że do słowa hołota,
bez
urazy, panie prezesie,
pasuje
słowo idiota
i
łatwo rymuję mnie się.
Bo
trzeba przyznać,
że
nawet idiocie
nie
wypada się nie znać
na
byle hołocie.
Słyszałem
rano w Sejmie,
jak
brudy się płukały,
jak
vice M – też uprzejmie -
sprzedawał
nam kawały
o
Tuskach, o Palikotach,
co
one świrowali,
o
złodziejach, o łotrach
i
jednym świętym całym.
I
nie poradzę, Marszałku panie,
z
szacunkiem i z przeproszeniem,
ale
mnie pańskie pieprzenie
kojarzy
się z butaprenem.
Bo
trzeba przyznać,
że
nawet idiocie
nie
wypada się nie znać
na
byle hołocie.
A
jeśli wierszyk ten byle jaki
panom
rządzącym przeszkadza,
to
żebym nie poszedł do paki,
przepiszę
go na sąsiada.
Adam
Czejgis.